Image Map

niedziela, 15 czerwca 2014

Turlututu. A kuku, to ja!, czyli matka w ciężkim szoku.

Nie mogę się powstrzymać...po prostu muszę. Mały N. zaskoczył mnie ostatnio i muszę się tym pochwalić. A co! Matką jestem to mi wolno.

Przyznaję się bez bicia - jestem książko maniaczką. Uwielbiam zapach nowych książek i ten szelest kartek...mmm to jest to! W gimnazjum spędziłam więcej czasu w bibliotece niż w szkole. Miałam strasznego bzika i wręcz pochłaniałam książki nałogowo. Teraz chcę tą moją miłość (albo chociaż jej część) do książek i czytania zaszczepić u mojego pierworodnego. Długo nie mogłam się zdecydować co za książkę mu tym razem sprawić. Z jednej strony wykupiłabym wszystkie książki jakie mieli na stanie ale z drugiej, dość skromne fundusze zmusiły mnie do ograniczeń. Aj, cóż to był za ból wybrać z setek pozycji tylko trzy. W końcu mój wybór padł na `Auta` - Stephana Lompa, `Pomelo i przeciwieństwa` - Ramony Bădescu i `Turlututu. A kuku, to ja!` - Hervé Tulleta.

Dziś post o tej ostatniej. Chyba prawie każdy kojarzy Hervé Tulleta i jego książki. Z każdej strony tylko ochy i achy nad jego twórczością więc matka musiała sprawdzić ową cudowność na sobie i małym N. Padło na `Turlututu. A kuku, to ja!` Jeden klik i książka wylądowała w koszyku. Po dwóch dniach była w naszym domu. Przyznam się, iż zakładałam, że książka trochę poczeka aż mały N. podrośnie żeby móc z niej w pełni korzystać. A tu co? Matka doznała ciężkiego szoku gdy jej dziecko od razu załapało gdzie należy wcisnąć guzik, żeby polecieć na inną planetę, jak pukać w drzwi, żeby je otworzyć albo jak trząść książką żeby wymieszać farby. Dumna jestem przeokropnie z tego mojego kleszcza, że taki mądry i inteligentny stwór z niego rośnie. Książka jest kolorowa, porządnie wydana, rysunki są ładne i nieprzekombinowane. Treść zachęca maluchy do czynnego udziału w czytaniu a nie jedynie do słuchania. Jak wspominałam wcześniej trzeba nią trząść, krzyczeć zaklęcia, śpiewać piosenki czy pukać w narysowane drzwi. I nie będę ukrywać, że książka ta warta jest tych ochów i achów, które zewsząd płyną w jej kierunku. I tak! Matka zdecydowanie się pod nimi podpisuje oboma rękoma i nogami w sumie też :)









10 komentarzy:

  1. A ja się szczerze przyznam, że o tej książce nie słyszałam. Jednak warto czytać blogi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo...to musisz kochana poznac tulleta bo naprawde warto :) ja na poczatku bylam sceptycznie nastawiona ale juz wiem że chce wszystkie jego książki ;)

      Usuń
    2. Już sobie zapisałam autora i na pewno jakąś jego książeczkę zakupimy :)

      Usuń
    3. Warto...naprawdę warto :) ja się mile zaskoczyłam tą książką ^^

      Usuń
  2. Tullet - uwielbiam jego książki. Zawsze kupuje je jako prezent dla dzieci i wszystkie są zawsze zadowolone. A teraz muszę kupić i dla Gluta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My tez. I napewno reszta jego książek tez znajdzie w naszej biblioteczce :) są fantastyczne!

      Usuń
  3. my mamy kilka pozycji Tulleta na polce i na niektore jest jeszcze syn za maly albo po prostu nie jego pora, ale Turlututu pokochal i zalapal zadziwiajaco szybko... uwielbiam te nasze male madrale :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze że wybrałam akurat tą książkę jako pierwszą :)
      O tyle dobrze, że te nasze maluchy prędzej czy później dojrzeją też do tych innych książek :) Oj ja też...uwielbiam jak mnie mały N. tak pozytywnie zaskakuje.

      Usuń
  4. A my polecamy jeszcze Kolory i Naciśnij mnie Tulleta, takie niepozorne ale zabawy z nimi ogrom! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, na pewno znajdą się w naszej biblioteczce gdy tylko fundusze nam na to pozwolą :) bo zakochałam się w tych książkach.

      Usuń